baner_foto

Na Drodze Samurajów


O wielkim bogactwie, jakie niosą japońskie sztuki walki
Powrót

Egzaminy – a po co to komu?

Opublikowano 1.10.2016

Jednym z integralnych elementów gendai budo, a więc współczesnych sztuk walki, są egzaminy. Możemy je znaleźć prawie w każdej współczesnej sztuce walki. Są nieodłącznym elementem aikido, judo, karate, kendo i innych sztuk walki. Zaczynają się nawet pojawiać w niektórych koryu, jak katori w odłamie Sugino. Pomimo swojej powszechności egzaminy bywają bardzo często niezrozumiałą częścią treningu. Wiele osób ma do nich złe podejście lub błędne wyobrażenie o nich samych. Przez lata uprawiania sztuk walki pewne błędy powtarzały się cyklicznie u wielu osób, postanowiłem więc napisać artykuł, by spróbować te błędy ukazać i może pomóc sobie z nimi poradzić.

Po pierwsze, musimy zrozumieć, czym jest egzamin.

Najbardziej suchym opisem egzaminu byłoby określenie go, jako demonstracji (czy też pokazu) swoich umiejętności w warunkach stresowych oraz fizycznie obciążających organizm. Egzamin to jednak nie tylko robienie fikołków na liczenie i rzutów – egzamin to też okazja do sprawdzenia swoich umiejętności pod ciśnieniem. Okazja do przyjrzenia się swojej technice, swoim błędom, wadom. Moment, w którym możemy zobaczyć swój progres w treningu, ale i taki, w których ocenić go może nasz nauczyciel. W pewnym metaforycznym sensie jest to moment przejścia, gdzie owa demonstracja odbywa się przed całą grupą. Dzięki temu nasz nowy „poziom” jest potem akceptowany przez pozostałych współćwiczących i w ich świadomości zyskujemy miano osoby bardziej kompetentnej. Sam stopień, efekt zaliczonego egzaminu, jest elementem motywującym, ale i przydatnym organizacyjnie. Dzięki stopniom budujemy strukturę, zarówno w Dojo, jak i w organizacji. Wyłaniamy przyszłych asystentów lub instruktorów, pokazujemy na tle grupy osoby zaawansowane i posiadające pewne umiejętności. Ułatwia to prowadzenie zajęć, podział na grupy zaawansowania a nawet komunikację, bo przecież ktoś początkujący wie, kogo może spytać o radę, gdy potrzebuje pomocy, a nauczyciela nie ma lub jest zajęty.

Egzamin jest naturalną konsekwencją treningu. Kolejnym etapem, który pojawia się w swoim czasie, i powinien być potraktowany jako integralny element treningu, dający korzyść sam w sobie (nie tylko w postaci stopnia, ale przykładowo świadomości swojego ciała i poziomu). Niestety, nie wszyscy traktują egzamin w ten sposób. Są cztery podstawowe błędy w podejściu do egzaminu.

Błąd 1.
„Ja nie ćwiczę dla stopni, egzaminy nie są mi potrzebne”.
Te piękne, idealistyczne słowa są przerażająco często puste w środku. Wszyscy moi znajomi, którzy powiedzieli mi takie zdanie, przestali ćwiczyć i zostawili treningi. Nie doszli oni do zaawansowanego poziomu. Każda z tych osób szczerze twierdziła, że ją interesują umiejętności, sztuka, rozwijanie się, a stopień jest dla nich niepotrzebny. Szczerze w to wierzyli… ale mimo tej wiary, bez egzaminów, trening jest ciągle taki sam. Nie widzimy zmiany poziomu, nie mierzymy się ze swoimi słabościami, i te osoby zawsze rezygnowały. Trudno jest mi przywołać choć jedną osobę, która mówiąc mi takie zdanie doszła do miejsca, które ją interesowało.

Błąd 2.
„Sensei mówi, żebym zdawał, ale ja nie jestem gotowy. Chciałbym, żeby mój egzamin był… idealny”.
Szanowni państwo, powiedzmy sobie szczerze na początku: nie ma idealnych egzaminów. Nie widziałem idealnego egzaminu nigdy, ani na 7 kyu, ani na 4 dan. Mój nauczyciel, sensei Krzyżanowski, powiedział kiedyś „Jak komisja egzaminacyjna nie widzi błędów na egzaminie, to coś jest nie tak z komisją”.

OK – zgadzam się: należy dążyć do ideału, powinniśmy sobie jednak zdawać sprawę, że jesteśmy tylko ludźmi. Nie uda nam się nigdy zrobić bezbłędnego egzaminu. Zawsze może wkraść się nam błąd, i zawsze się wkradnie. Zdanie „chciałbym, żeby mój egzamin był idealny” i czekanie z egzaminem nie ma sensu nawet w wypadku wysokich stopni mistrzowskich, co dopiero, gdy mówi je ktoś kto ma zdawać na 5 kyu. Doświadczony aikidoka słysząc takie zdanie może się co najwyżej uśmiechnąć. W japońskich sztukach walki można rozwijać i poprawiać podstawy całe życie. Podstawą przy egzaminie jest zdać sobie sprawę, że egzamin został zaprojektowany z myślą o pewnym poziomie zaawansowania – i to w ten poziom uderzamy, nie zaś w ideał powtarzanych form.

Błąd 3.
„Mój kolejny egzamin będzie za 2 miesiące, 4 dni i 20 godzin, bo mogę wtedy zdawać, a kolejny będzie za następne x miesięcy y dni, a na Zty stopień będę zdawał…”
Cieszy mnie zapał i motywacja takich ludzi, wszyscy zaawansowani wiedzą jednak, że aikido jest rzeczą trudną i nie da się tak łatwo przewidzieć, a egzamin to nie jest harmonogram w pracy. Minimalne wymagania egzaminacyjne to nie zadeklarowane daty egzaminów na studiach, które musimy zrobić w terminie by iść dalej. Wiele osób wręcz uważa takie podejście za godne pogardy. Egzamin ma być efektem treningu i jego naturalną konsekwencją, nie zaś celem i obiektem pełnej koncentracji. Nie powinno się ćwiczyć sztuk walki jedynie po to, by nosić kolejny pas lub dostać następny dyplom/certyfikat. Celem treningu jest rozwój, a każdy rozwija się w swoim naturalnym tempie, zależnie od włożonego wysiłku i determinacji. Choć ja osobiście nie potępiam takiego podejścia, wierzę, że wszyscy, którzy w taki sposób myślą o egzaminach, potrzebują na swojej drodze lekcji pokory i cierpliwości.

Bład 4.
„Bo jego egzamin…”
Sztuki walki ćwiczą ludzie o różnej sprawności i w różnym wieku. Nie jest możliwe, by na ten sam stopień (zwłaszcza na pierwsze stopnie, typu 7, 6, 5 kyu) wymagać od osoby 50-letniej tego samego, co od 20-latka. Musimy zrozumieć, że poziom stopni jest rzeczą indywidualną, wyważaną pod konkretną osobę ćwiczącą. Jest to miara indywidualnego progresu, przełożona na język sztuki, wymagająca konkretnej wiedzy, lecz sprawności odpowiedniej dla danej osoby. Wielkim błędem jest porównywanie siebie do innych osób ćwiczących.

Nie zrozumcie mnie źle – warto szukać sobie autorytetów, wzorców do których dążymy, poziomu, do którego aspirujemy, lecz musimy zrozumieć, że nasze ciało jest inne, warunki fizyczne indywidualne, i wymagania wobec nas są inne niż wobec innych ludzi. Złym zwyczajem jest porównywanie egzaminów, krytykowanie decyzji komisji egzaminacyjnej lub zamartwianie się efektem egzaminów. Wszystko, co się dzieje wokół egzaminów, powinno być przyjmowane na chłodno i przemyślane jako lekcja dla nas samych – wskazówka, co dalej.

Jest wiele sposobów i styli uprawiania sztuk walki. Komisja egzaminacyjna powinna szanować je wszystkie, i tak długo, jak wybrany przez nas styl/metoda nie są puste i posiadają podstawy sztuki oraz prezentują jej elementy w prawidłowy sposób, dopuszczalna jest pewna rozbieżność. Patrząc na egzamin kogoś innego nie zawsze musimy rozumieć jego poziom czy stawiane jemu wymagania. Niekiedy też indywidualny progres jest ważniejszym powodem zaliczenia egzaminu, niż zadeklarowana poprawność techniczna.

Uważam egzaminy za bardzo ważny element treningu, którego nie wolno lekceważyć, jednakże nie jest on celem samego treningu. To trening jest celem sam w sobie, a egzamin jego naturalną konsekwencją. Dzięki egzaminom mamy prężnie działającą strukturę, mamy system nauczania i rozwijamy się w widoczny sposób. Ważne, by podejść do nich w elastyczny, lecz konkretny sposób i ufać swoim nauczycielom. Oni powinni być na poziomie, umożliwiającym im lepszą ocenę naszej sytuacji, i zgodnie z tradycyjną relacją mistrz-uczeń, powinni działać dla naszego dobra.
Powrót