baner_foto

Na Drodze Samurajów


O wielkim bogactwie, jakie niosą japońskie sztuki walki
Powrót

Nagrody treningu – program Kenshusei

Opublikowano 12.07.2016

POCZĄTEK

Od początku jego istnienia, byłem zaangażowany w program Kenshusei AAI-Polska Aikido.

Pierwotnie było to bardzo niewielkie zaangażowanie. Znalazłem pewną inspirację, pomysł… i przekazałem go dalej. Postanowiłem zorganizować program młodzieżowy dla osób od 15 lat, którzy są zafascynowani Aikido, ale nie mają możliwości zrealizować swojej pasji w pełni. Z myślą o młodych ludziach, którzy słuchali historie o Uchideshi i marzyli o spróbowaniu. Takich, którzy poświęcili masę swojego wolnego czasu i z niegasnącym zaangażowaniem oddali się treningowi, którzy kochają to, co robią. Tak powstał program Junior-Kenshusei, który odbywał się w Gdańsku przez kilka lat i niestety – zniknął (z powodu zmniejszenia zainteresowania oraz częściowo z powodu jego kameralności), a dzięki małym zmianom organizacyjnym stał się poniekąd częścią pełnej wersji programu Kenshusei.

Przy pierwszej edycji programu (pełnej jego wersji, dla wszystkich – nie tylko młodzieżowej), byłem jedynie uczestnikiem. Program prowadził sensei Grzegorz Pietrzyk, który postanowił podczas zajęć poświęcić swoją uwagę Ś.P. Shihanowi Toyodzie. Traf chciał, że po tym programie, po rocznej przerwie, miałem zaszczyt prowadzić jego kolejne edycje. Wtedy to padła decyzja, by nie organizować już programu Junior-Kenshusei, a połączyć go z jego pełną edycją.

PO PIERWSZE – INSPIROWAĆ.

Od samego początku moim celem było inspirowanie uczestników. U wielu ćwiczących, zwłaszcza młodych ludzi widzę, że Aikido jest w ich mniemaniu ograniczone. Jest od A do Z. Jest jakiś zdefiniowany atak, jest jakaś zdefiniowana technika – i to jest aikido. Gdybym miał zamknąć to w metaforze, dla nich Aikido jest wąską ścieżką między stopniami, składającą się z wymagań egzaminacyjnych i rutyny treningowej. Moim celem było zawsze zatrzymanie ich w miejscu tej ścieżki, w którym stoją, i pomóc im się rozejrzeć dookoła. Dostrzec cały świat aikido wokół, nie tylko przed nimi i za nimi. Pokazać im bogactwo tego aikidockiego świata. Jest przecież tak wiele, czym mogę się podzielić, jest też tak wiele rzeczy, które widziałem a sam jeszcze ich nie rozumiem. Obraz jest znacznie potężniejszy, niż wielu myśli. Zawsze chciałem się nim dzielić i nim inspirować.

PO DRUGIE – ANGAŻOWAĆ

Młodym ludziom trzeba dać przykład i odrobinę motywacji. Głęboko wierzę, że nas wszystkich stać na znacznie więcej, niż myślimy. Lubimy zostawać w naszej sferze komfortu, gdy tak naprawdę poza nią rozwijamy się najlepiej. Jednym z celów programu jest wyrwać jego uczestników z tej strefy. Dać im zadanie, rzucić wyzwanie i patrzeć, jak sobie z nim radzą. Niewiarygodnie inspirujące jest obserwowanie ludzi w czasie takiego zadania. Ich zaangażowanie, pasja i energia są jak paliwo, dodające sił. Teraz program się zakończył, a ja czuję się jak nowy człowiek. Ja – instruktor – dzięki temu co zrobili uczestnicy, czuje się lepszym człowiekiem. Dziwne, nie?

PO TRZECIE – ROZKOCHAĆ NA NOWO

My wszyscy, oddani treningowi, wpadamy z czasem w rutynę, a rutyna jest czymś, co niszczy wszelkie emocje. Rutyna i nuda zabija pasję, utrwalone błędy zabijają naszą technikę i im dalej w las tym są wyraźniejsze i zabierają naszą skuteczność. Pojawiają się kryzysy, dołki i trudności na naszej drodze. Mamy chwile zwątpienia i zmęczenia. Są momenty, gdy mamy wszystkiego dość i zadajemy sobie pytanie – po co to wszystko? I część z nas rezygnuje.

Przykro mi, gdy wspominam wielu wspaniałych ludzi, którzy mimo ogromnej pasji poddali się i odeszli. Część z nich zwątpiło w swoją skuteczność, bo przecież ćwiczą tak długo, a ciągle coś nie gra – inni z kolei, znudzili się rutyną.

Jednym z nadrzędnych celów programu jest zwalczenie rutyny. Pokazanie Aikido od nowa, w mojej, prywatnej wizji. Pokazanie błędów powtarzanych w codzienności, ukazanie odmiany i nadanie treningowi nieco nowej energii. Poprzez zmierzenie się z zaawansowaną tematyką, skonfrontowanie z fundamentalnymi podstawami a także indywidualne podejście do każdego uczestnika, próbuję wyrwać ich z mechanicznego, bezmyślnego powtarzania form, i spróbować dotrzeć z nimi do lekcji ukrytej gdzieś głęboko w każdej z nich. Próbuję pokazać kata nie od jego powierzchownej części, a wyeksponować jego sam rdzeń tak, jak ja go rozumiem, by uczyć nie na pamięć a poprzez zrozumienie, a na koniec zostawić otwarte drogi do zbadania.

Zaskakującym jest, że choć ja mam w swych założeniach wyrwać uczestników z rutyny, to bardzo często oni wyrywają z niej mnie.

PO CZWARTE – BROŃ i RANDORI

Ostatnim kluczowym założeniem programu jest dzielenie się dwoma elementami, które (między innymi) stanowią w moim rozumowaniu rdzeń Aikido. Jest to trening z bronią oraz randori.

Podczas wielu lat mojego treningu nieustannie utwierdzam się w przekonaniu, że poznanie broni jest elementem niezbędnym w poznaniu Aikido, a jeśli mylę się w tym stwierdzeniu, to pewnym jest przynajmniej to, że broń stanowi piękne narzędzie treningowe, ukazując wiele naszych błędów i wspomagające nasz trening w sposób niezmiernie efektywny. Wszystkie wady pozycji, dystansu, kontroli – wychodzą podczas treningu z bronią i jest on niezastąpiony w moim mniemaniu do zrozumienia mechaniki leżącej u podstaw Aikido. Broń jest też świetnym narzędziem do ukazania naszych błędów, które robimy z przyzwyczajenia i przestajemy je dostrzegać. Z bronią możemy zatrzymać się w dowolnym momencie, przyjrzeć się i przetestować pozycję i zobaczyć, czy to co robimy w tej chwili ma sens czy nie. Nic innego nie daje nam takiej możliwości.

Randori jako niezmiernie trudny i rzadko trenowany element jest wzbogacającym cały program o intensywność przeżyciem. Konfrontacja swoich umiejętności i koncentracji z kilkoma napastnikami atakującymi w dużym tempie pozwala dostrzec ukryte w innych sytuacjach błędy. Jest niezmiernie złożonym tematem, który jest niezmiernie rzadko realizowany na zwykłych zajęciach – lecz jest też niezbędnym elementem tego programu tak, jak sobie go wymarzyłem lata temu.

Randori stawia nas w sytuacji, w której każdy nasz błąd może być niewybaczalny. Jest jakby ostatecznym testem tego, co robimy. Nie ma czasu do namysłu, nie ma czasu na odpoczynek – jest tylko ruch, nasi uke i my sami. Sami, ale ze swoim bałaganem w głowie. Jest bardzo wiele czynników, które stanowią o dobrym randori. Jest oczywiście technika i strategia, jest wiele, wiele innych, ale dla mnie najważniejszym jest nastawienie i charakter. Jeśli jesteśmy w stanie powiedzieć sobie, że to my jesteśmy górą, nie dać się zastraszyć czy zatrzymać psychicznie już na starcie – mamy znacznie większe szanse na powodzenie w randori.

Randori stanowi dla mnie uosobienie ducha Budo, zawartego w Aikido. Trudno o coś bardziej „Martial” w całym naszym curriculum. Właśnie tego ducha chciałbym, aby zrozumieli ludzie na Kenshusei.

KONIEC, PUSTKA I WNIOSKI

Ten rok był dla mnie rokiem przełomowym. Znowu udało się coś wspaniałego. Najpierw poprzez lokalne, małe warsztaty udało się zobaczyć na macie kilka klubów Aikido, które nigdy wcześniej nie współpracowały ze sobą. Wspaniałe dwa dni, w których mogłem podzielić się swoja pasją i wiedzą z innymi Aikidokami, często ćwiczącymi na co dzień w inny sposób. Gdy tylko warsztaty dobiegły końca a jeszcze nie wszyscy ich uczestnicy opuścili Dojo, pełen nadziei na dalszą współpracę w Trójmieście powitałem w Dojo pierwszego uczestnika Programu Kenshusei. Program ten po raz pierwszy jako poważna impreza odbywał się w Gdańsku w swojej pełnej wersji.

Jedną z rzeczy, które kocham najbardziej w swojej pracy jest praca z młodzieżą. W tym roku program zainteresował grupę wspaniałych młodych ludzi, z którymi miałem przyjemność spędzić tydzień czasu na macie. Dojo było pełne pozytywnej energii a uczestnicy zaskoczyli mnie swoim zaangażowaniem w zajęcia. Wspaniale było obserwować ich pracę i skupienie. Dzielenie się z nimi moją wiedzą było prawdziwym zaszczytem, i mam ogromną nadzieję, że będę mógł obserwować ich progres i ich dalsze kroki na macie. Moim marzeniem jest inspirować ludzi, którzy kochają Aikido, i pomagać im na ich drodze. W ciągu ostatniego tygodnia spełniałem swoje marzenie.

Tak naprawdę, to jestem wielce rozczarowany i czuję ogromny niedosyt – nie zaś z powodu uczestników. Jest jeszcze tyle rzeczy, które chciałbym im przekazać, pokazać, którymi chciałbym się podzielić. Szkoda mi, że to wszystko już dobiegło końca. Jestem ogromnie dumny z całej solidnej pracy i wylanych na matę litrach potu. Wszyscy wykazali się wspaniałym podejściem i jedyne, co teraz pod koniec mi pozostaje, to życzyć im wszystkiego najlepszego i mieć nadzieję, że są równie zadowoleni ze swojego progresu w tym tygodniu, co ja. Mam nadzieję, że każdy z nich znalazł coś dla siebie, i że coś z tego zostanie w ich sercach i umysłach. Ten program w końcu jest dla nich, tymczasem to ja czuję się bogatszy o nowe doświadczenie. Coś we mnie się zmieniło, i mam nadzieję, że w nich również.

Dojo będzie „puste” jakiś czas :)

Chciałbym zobaczyć ich za rok, na macie, na kolejnej edycji programu, by móc podzielić się z nimi kolejnym rokiem moich doświadczeń.

Arigatou gozaimashita!


kenshusei
Powrót